środa, 16 lipca 2014

Przepraszam

Przepraszam Was wszystkich - zaszło wiele zmian, a Dżerrka nie jest już tą Dżerkką, którą wszyscy znaliśmy i lubiliśmy, uwierzcie mi na słowo. Nie interesuje Jej już cała ta historia i chyba lepiej będzie, jeśli blog przestanie istnieć.
Jeśli jednak chcielibyście przeczytać całą tą historię, to zastanowię się nad założeniem innego bloga i spisaniem tego po mojemu, czyli tak, jak było, bez koloryzowania, czy przekręcania faktów, co miało miejsce w rozdziałach Dżerr.
Piszcie w komentarzach, czy to by Was satysfakcjonowało - jesli będzie choć jedna osoba, która chciałaby, abym to kontynuowała sama, to zacznę, bo wiem, że będzie warto.
Pozdrawiam Was i jeszcze raz przepraszam.

wtorek, 24 czerwca 2014

Prolog do właściwej historii - Katherine

Blackie się obcięła! Wybaczcie, ale musiałam się tym pochwalić ;*
-------------------------------

      Różowe światło leniwie wpadało przez okno niewyremontowanego jeszcze domu. Naszego domu. Ale słońce zachodziło dzisiaj jakoś tak inaczej. Krwawo wręcz. Jakby było zapowiedzą czegoś strasznego, czegoś, co dopiero miało się wydarzyć.
    Potrząsnęłam głową odganiając te myśli. Nie mogło przydarzyć mi się nic złego w tym miejscu. Czułam się, jak wyjęta z sielanki, dookoła mnie panował niczym niezmącony spokój. Upiłam łyk martini i zamknęłam oczy wystawiając twarz do słońca.
      Ciszę rozdarł dźwięk telefonu. Odłożyłam drinka na stolik i podniosłam słuchawkę.
-Mamo, Ana właśnie zaczyna rodzić, przed chwilą odeszły jej wody, mamo! To czworaczki...
      Mój syn zaczął panikować, więc i mnie się to udzieliło.
-Jak wy wykarmicie tyle dzieci?!
     Mimowolnie zaczęłam w myślach kalkulować jego zarobki i byłam coraz bardziej przerażona.
-Ja nie wiem. Lekarz powiedział, że będą się od siebie różnic, bo są dwujajowe, czy jakoś tak... Może twoje rodzeństwo by je chciało....
      W głowie zapaliła mi się zielona lampka. To byłoby najlepsze wyjście. Cztery moje siostry zawsze marzyły o dzieciach, ale nigdy los nie był dla nich pod tym względem łaskawy.
-Te dzieci nigdy nie dowiedzą się o sobie. - postawiłam warunek.
-Dobrze.
      Rozłączyłam się. Poczułam ulgę, że nie porywają się z motyką na słońce i nie będą wychowywać czworaczków. Zadzwoniłam od razu do sióstr i kamień spadł mi z serca, gdy wszystkie zgodziły się na propozycję i przystały na mój warunek.
      Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mój mąż nie toleruje syna, więc nie byłabym w stanie im pomóc finansowo, bo wszystkie pieniądze dostaję od Christophera. Zresztą, mamy dwójkę własnych dzieci i zawsze chcieliśmy zapewnić im jak najlepszy byt.
      Znów usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
-Tak? - odebrałam.
       Dzwoniła moja teściowa.
-Christopher... - wręcz zanosiła się od płaczu. - On nie żyje, miał wypadek i...
      Rozłączyłam się. Jak to nie żyje?! Przecież bez niego zostanę z dwójką dzieci na karku i bez środków... Nie...
     Wpadłam do domu i chwyciłam pierwszy nóż, który wpadł mi w ręce. Zdawało mi się, jakby sam Szatan szeptał mi do ucha te potworne myśli. Zabij - mówiły... Zamorduj, pochowaj...
-Adelaide! Chodź do salonu. - zawołałam starszą z córek.
      Schowałam nóż między poły sukni i chwyciłam ją za rączkę.
-Gdzie jest Amanda? - zapytałam, ale ta szybko zbiegła po schodach.
      Zaprowadziłam je do drugiego pokoju i chciałam wziąć do piwnicy, ale po drodze wypadł mi nóż.
-Ciii.... - powiedziałam i jednym ruchem poderżnęłam gardło starszej z dziewczynek.
       Krew trysnęła niczym fontanna czerwieni na ścianę, ale odrzuciłam córkę za siebie i nawet na nią nie spojrzałam. Amanda zaczęła uciekać do piwnicy. Poszłam za nią i z uśmiechem na ustach złapałam za małą główkę, po czym jednym ruchem skręciłam kark. Kości wydały przeraźliwy trzask, kiedy maleństwo padało na ziemię. Ale to dla ich dobra...
      Wyszłam z domu niosąc bezwładne ciała dziewczynek i zakopałam je w lesie, po czym wróciłam do piwnicy i znalazłam starą linę. Przewiesiłam ją przez belkę, stanęłam na stołku... Poczułam widmo śmierci tuż za sobą.
-Christopher, poczekaj jeszcze chwilkę. Zaraz na powrót będziemy rodziną...
      Kilka łez spłynęło mi po policzku, kiedy przewróciłam stołek. Nie walczyłam.
      Praktycznie w tym samym momencie doszedł SMS od syna. "Córki mają nazywać się Julita, Natalia, Justyna i Kasia."

                                                                       ***

      Stanęłam tuż obok swojego ciała i patrzyłam na nie z ciekawością pomieszaną z przerażeniem. Powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, czym się stałam. Podniosłam migający telefon i odczytałam wiadomość. Uśmiechnęłam się na wieść, że zostałam babcią.
      Zastanawiało mnie, gdzie jest Christopher. Dlaczego nie ma go ze mną? Widziałam przez okno dziewczynki stojące przy swoich prowizorycznych grobach. Nie pozbyłam się problemu, Christopher nadal był mi potrzebny.
-Twoja dusza została skalana. Zostaniesz tu na wieki i będziesz pokutowała za swoje grzechy.
     Głos roznosił się zarówno zewsząd, jak i znikąd. I gdy się urwał zobaczyłam, jak obok mnie pojawia się napis: "Boga tu nie ma". Zauważyłam, że nieświadomie z piwnicy zabrnęłam na pierwsze piętro.
     Oszalałam. To jedyne wytłumaczenie.
---------------
Przepraszam za długą nieobecność, ale awarie internetu są niubłagalne ;_; Mam nadzieję, że zrekompensowałam Wam to prologiem ;* Zostawiajcie komentarze, to baaardzo ważne!
-Blackie

piątek, 23 maja 2014

Wprowadzenie: Cześć 4 - Justyna

     Wyszłam z apteki zadowolona, podekscytowana, ale zarazem trochę przestraszona. Strzykawki schowałam głęboko do torby i jak gdyby nigdy nic wróciłam do domu. Zamknęłam pokój na klucz, żeby rodzice nie weszli i jeszcze raz obejrzałam zawiniątko.
     Rozłożyłam na łóżku białą chustę i wysypałam na nią całą zawartość torebki. Ułożyłam strzykawki w równym rządku, a obok położyłam ampułkę morfiny. Nie miałam żadnego problemu ze zdobyciem narkotyku - moja mama ma własny gabinet dentystyczny, wystarczyło więc zabrać klucze i włamać się tam w nocy.
     Nagle rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju. Podskoczyłam przestraszona i szybko wrzuciłam wszystko z powrotem do torby pieczołowicie przykrywając to białą chustą.
-Justyna, ktoś do ciebie. - zakomunikowała mama, a mi serce prawie wyskoczyło z piersi.
      Już za chwilę po raz pierwszy miałam spróbować czegoś mocniejszego, niż trawka, czy dop. Wyszłam z domu kurczowo trzymając pasek od torby i dopiero za rogiem odetchnęłam z ulgą. Darek - mój o cztery lata starszy chłopak - złapał mnie za rękę i co jakiś czas kręcił kciukiem kółka po wewnętrznej stronie mojej dłoni, aby w ten sposób dodać mi otuchy, a reszta znajomych przekonywała mnie, że to nic strasznego.
-Gdzie to zrobimy? - zapytałam.
     Musiałam mieć pewność, że meta jest bezpieczne, inaczej nawet nie zbliżyłabym igły do żył.
-Zaraz tam będziemy, to sama ocenisz, czy ci odpowiada. - odparł Wojtek.
     Przytaknęłam i szliśmy dalej w milczeniu.Nie zwracałam nawet uwagi na to, gdzie idziemy, tak bardzo byłam pochłonięta rozmyślaniem nad opisami bani, które przedstawiali mi znajomi. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy niespodziewanie stanęliśmy w miejscu. Przeniosłam wzrok ze swoich nóg na Darka, a potem omiotłam spojrzeniem miejsce, w którym się znaleźliśmy. Byłam pod wrażeniem.
     Stałam na leśnej polanie, porośniętej z każdej strony drzewami. Większość z nich pokrył już mech, ale te bliżej były nietknięte przez zielony nalot. Nie to jednak przyciągnęło moją uwagę. Od zachodniej strony, ponad pół łąki zajmował średniej wielkości dom, po części rozsypujący się.
      Widać było po nim upływ czasu - był dość staromodny i zniszczony, ale gdyby go wyremontować, mógłby być naprawdę piękny.
-I jak? - zapytał Wojtek.
-Idealnie. - odparłam.
     Weszliśmy do środka i od razu owionął mnie chłód. "Niedokończone domy tak mają, zimno bije od ścian" - powiedziałam sobie w myślach i zapomniałam o tym. Usiedliśmy na podłodze w najbliższym  pomieszczeniu i wyjęłam z torby arsenał strzykawek i morfinę. Wystawiłam prawą rękę - zapewne nie umiałam sama wbić się w kanał - i poczułam, jak coś zaciska się na moim przedramieniu, po chwili rozluźnia...
     Uśmiechnęłam się do Darka i pocałowałam go w usta. Na efekty nie musiałam długo czekać - już po chwili było mi błogo i poczułam się taka szczęśliwa...
     W pewnym momencie zobaczyłam na korytarzu kobietę idącą za rękę z dwiema dziewczynkami.
-Kto to? - zapytałam chłopaków.
     Nie bałam się. Byłam zbyt szczęśliwa, aby odczuwać strach.
-Kto? - Darek rozejrzał się dookoła. - Nikogo tu nie ma. Wyluzuj mała, zaczyna działać.
     Zrobiłam tak, jak powiedział. Oparłam głowę o ścianę i obserwowałam, jak kobieta z dziećmi znika mi powoli z pola widzenia. Wstałam więc i podpierając się ścian podążyłam za nią. Kobieta odwróciła się, ale nic nie powiedziała. Skinęła jedynie podbródkiem w stronę piwnicy i zaczęła schodzić po schodach w dół ku nieprzeniknionej ciemności. Podążyłam za nią  i zobaczyłam, jak zza połów białej sukni wyjmuje nóż, po czym wbija go w pierś starszej dziewczynki aż po rękojeść i kiedy ta wijąc się w konwulsjach padła na ziemię, kobieta ścisnęła młodszą za szyję i rzuciła tuż obok bezwładnego ciała poprzedniej ofiary.
      Odwróciła się powoli w moją stronę i odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów. Kiedy zaczęła się do mnie zbliżać z uśmiechem na ustach stałam, jak sparaliżowana i patrzyłam wprost w jej pozbawione źrenic białe oczy.
-  Boga tutaj nie ma - szepnęła.
-----------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze - jesteście niesamowici! To ostatni rozdział wprowadzeniowy, następnie pojawi się także mój prolog do właściwej historii i opowiadanie nabierze kształtu :) Zaznaczam, że w zakładkach zamieściłam też autorskie opowiadanie - również tam komentarze mile widziane!
Pozdrawiam
Blackie

środa, 21 maja 2014

CHAMSTWO

Siema.
Jestem poirytowana.
Wcale nie promuje się na Julicie. Blog był wspólnym pomysłem na temat tego, co przeżywałam z dziewczynami i nadal przeżywam. Wy chyba zwariowaliście. Nie! Wy przecież nie znając mnie, wiecie o mnie wszystko, prawda? Wiecie, gdzie mieszkam, w jakiej jestem drużynie, co robię po szkole, wiecie o mnie wszystko. Haha dobre! Piszemy razem, bo mamy taki kaprys, bo tak nam się podoba i nic wam do tego kochani hejterzy. Spoko, Julita pisze wspaniale, ale ja o tym wiem. Po prostu chcemy pisać razem, bo tak chcemy.
Więc dajcie sobie spokój, bo nie wiem, po co to właściwie to robicie. Te wszystkie kłamstwa na mnie, to absurdy.
A może te anonimy to osoby ze szkoły, które denerwuje to, że nagle zaczełam zadawać się z Julitą! Ogar! Serio.
Nie wiem, po co to robicie, ale uswiadamiam Was, że jest to całkowicie bez sensu. !!!!

poniedziałek, 12 maja 2014

Wprowadzenie część trzecia - Kasia

               Siedziałam na parapecie w swoim pokoju, przykryta ciepłym, wełnianym materiałem. W ręku trzymałam ciepłe kako, a wzrok utkwiłam w dalekim horyzoncie za oknem. Miałam zamiar się uczyć,  ale nie potrafiłam się skupić, ponieważ przeczuwałam, że zaraz stanie się coś mało przyjemnego.
Ostatnio miałam bardzo dziwne koszmary. Raz śnił mi się ciemny, liściasty las, w którym ciemna postać zakopywała ciało dwójki dzieci, a następnym razem śnił mi się poważny wypadek drogowy, w którym zginął mężczyzna.
               Nagle w domu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.Szybko zbiegłam po schodach,  by zdążyć go odebrać.
- Słucham? - Powiedziałam podnosząc słuchawkę.
- Kasiu? Czy jest może mama lub babcia? - Zapytała kobieta zrozpaczonym głosem.
- Mama śpi,  a babcia jest u lekarza. - Skłamałam, ale to był jedyny sposób,  by dowiedzieć się,  o co chodzi. Miałam przeczucie,  że jest to coś poważnego.
- Dobrze. W takim razie przekaż wszystkim, że ciocia Irena nie żyje.  - Nie odpowiedziałam.Odłożyłam słuchawkę, założyłam kurtkę i wybiegłam z domu.
Dlaczego mam takie głupie przeczucia? Dlaczego akurat w tym pokoleniu padło na mnie?
Zapłakana ruszyłam w stronę miejscowej rzeki, która znajdowała się w małym lasku, łączącym ze sobą dwie miejscowości. Chciałam znaleźć się jak najdalej od domu. W tym momencie chciałam dać upust swoim emocją. Kurtkę obwiązałam w pasie i ruszyłam biegiem przed siebie. Łzy spływały po moich policzkach, jak krople deszczu. Cały makijaż rozmazał się pod wpływem słonych kropel. Ale tak właściwie, dlaczego płaczę? Z powoduciotki? Nie! Przecież prawie jej nie znałam. Przecież łzy to tylko małe,  wredne krople, które dla ludzi oznaczają zdecydowanie zbyt wiele.
Zatrzymałam się i usiadłm na rozgrzanym od słońca asfalcie. Chwila zastanowienia. Gdzie ja jestem?
Siedziałam na przeciw wjazdu do ciemnego lasu. Wokół mnie znajdowało się kilka domów i pola. Z tego miejsca czułam bardzo dziwną, a zarazem mroczną energię. Chciałam to sprawdzić, dlatego weszłam w głąb lasu. Być może ma to coś wspólnego z moimi snami?
Szłam przed siebie coraz mocniej odczuwajc paraliżujący strach. Po chwili znalazłm się na rozstaju dróg. Mogłam skręcić w lewo i w prawo. Na ziemi po lewej stronie zobaczyłam mały,  czerwony, zakurzony znicz. Wkład już dawno był wypalony. Ostatecznie wybrałam właśnie tę stronę.
Strach powoli zawładnął moim ciałem.  Moim oczom ukazała się mała polana, na której stał  bunkier powstały z betonowych, nałożonych na siebie płyt,  pokrytych leśnym,  zielonym mchem. Jednak nie to przykryło moją uwagę.  Za bunkrem stał duży dom. Nie posiadał ani okien, ani drzwi. Jego dach mocno się zapadał. Podeszłam bliżej. Chwila. Przecież to jest ten las, w którym zakopane było dziecko z mojego snu.
Spojrzałam w górę na drugie piętro. Mogłabym przysiąść,  że stała tam dorosła kobieta. Przestraszona tym, co zobaczyłam szybko wybiegłam pod wejście do lasu.


czwartek, 8 maja 2014

Suprajs

Jesteśmy dumne, że dosłownie po kilku postach mamy tak dużo wejść na bloga - to aż nierealne! Chcemy podziękować za wszystkie komentarze; dzięki Wam dostajemy skrzydeł i wiemy, że robimy coś, co ma sens :)
Z tej okazji mamy niespodziankę ^^ Jeżeli chcecie, to możemy tutaj zamieścić jakieś autorskie opowiadanie, ale nie związane z tematyką bloga - piszcie w komentarzach, co o tym sądzicie, a my najwyżej zrobimy zakładkę z naszymi opowiadaniami :)
-Autorki

sobota, 19 kwietnia 2014

Wprowadzenie: częśc druga - Julita

         Opierałam się łokciami o parapet, ale kątem oka widziałam, jak podekscytowany Maciek chodził w tę i we w tę.
 -Nie mogę się już doczekać! - powiedział i stanął wreszcie w miejscu.
           Nie pasował do tego pokoju. Moi rodzice są wielkimi fanami klasycyzmu, co odbija się na wystroju domu. Beżowe ściany, mosiężne meble, gobeliny, jasne dywany... A on stał właśnie przy jednym z krzeseł i wręcz emanował ciemnością.
           Czarne, proste włosy opadały mu na twarz w niesfornych kosmykach i przysłaniały jasnoniebieskie oczy, które śmiesznie kontrastowały z wszechobecną w jego ubiorze czernią. Czarne bojówki, czarny T-shirt, czarne sznurówki w glanach... Ale pomimo swojego wyglądu, Maciek zawsze był najbardziej pozytywną osobą, jaką znam.
 -Już idą. - powiedziałam, chwyciłam torbę i zbiegłam po schodach.
         Uwielbiam Dzień Wagarowicza. Za każdym razem ciekawie spędzam czas z dala od szkoły. W tym roku miałam w planach pójście ze znajomymi do opuszczonego domu na obrzeżach naszego miasta. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym miejscu, ale postanowiłam spędzić tam 21 marca tylko dlatego, że policja ani razu tam nie dotarła. Idealne miejsce, żeby się napić i nie bać o wizytę służb porządkowych.
 - Wychodzę! - krzyknęłam do rodziców i otworzyłam drzwi.
        Przywitałam się ze wszystkimi, sprawdziłam, czy aby na pewno niczego nie zapomniałam i ruszyliśmy w drogę. Pogoda była naprawdę piękna, więc szybko zdjęłam kurtkę i niosłam ją w ręce. Leniwe promienie porannego słońca grzały mnie w plecy i rozświetlały zszarzałe po zimie ulice.
        Szliśmy w wolnym tempie rozkoszując się perspektywą spędzenia dnia i doborowym towarzystwem. Od początku gimnazjum stanowiliśmy naprawdę zgraną paczkę przyjaciół, praktycznie rozumieliśmy się bez słów. Przemek, Mateusz, Maciek... Tylko oni byli mi potrzebni do szczęścia.
 -Już prawie jesteśmy.- z rozmyślań wyrwał mnie głos Mateusza.
        Zatopiona we wspomnieniach nie zauważyłam nawet, kiedy skręciliśmy w las. Wijąca się ścieżka wiodła pod górkę, tak więc dopiero po kilku krokach zobaczyłam zarys domu. Okazało się jednak, ze to nie dom, a prowizoryczny bunkier zrobiony z nałożonych na siebie ścian. Właściwy obiekt stał parę metrów dalej.
        Zadrżałam. Zrobiło mi się tak zimno, że nawet kurtka nic nie pomogła.
~ Dziwne ~ pomyślałam ~ Są tutaj same kruki.
        Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo chłopaki zmierzali już w stronę domu.
 -Panie przodem. - powiedział Przemek.
        Przeszłam ten kawałek dzielący mnie od domu i stanęłam sparaliżowana strachem. Zapadający się dach, brak okien, czy drzwi, ciemność w środku... To wszystko było naprawdę przerażające. Nie dałam jednak nic po sobie poznać i razem z chłopakami weszłam do opuszczonego domu.
 -Chodźcie do salonu, tam się spokojnie napijemy. - zaproponował Mateusz.
         Poszłam za nimi, ale czułam się coraz gorzej. Ściany zdawały się między sobą coś szeptać, jakby skrywaną od lat tajemnicę, a od podłogi sunął ku mnie złowieszczy prąd będący obietnicą czegoś strasznego. Jednak kiedy weszłam do salonu, wszystko to ucichło na rzecz mrożącego krew w żyłach dziecięcego krzyku pomieszanego z płaczem. Zakryłam uszy dłońmi i wykrzyknęłam:
-Słyszycie to?!
         Nikt nie wiedział, o co mi chodziło. Zanim któryś z moich przyjaciół znalazł się przy mnie, wybiegłam z tego przeklętego miejsca. Sunęłam przez las, ale krzyk nie ustawał; mieszał się z drugim, nakładał na niego nadając temu wszystkiemu opętańczy wyraz.
        Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Pędziłam przed siebie i dopiero, gdy wybiegłam z lasu, to wszystko ucichło. Usiadłam na krawężniku i zanim dopadli mnie zdezorientowani przyjaciele, rozpłakałam się.
 -----------------------------
Mam nadzieję, że post Was zaciekawił i się spodobał. Zostawiajcie komentarze - to dla nas bardzo ważne ^^ Razem z Dżerr jesteśmy dumne, że blog cieszy się coraz większą popularnością: oby tak dalej!
                                                                                                                                - Blackie